Tak jak obiecaliśmy podsumujemy doświadczenia Ani związane z szukaniem pracy w Dublinie. Oczywiście wpis oparty jest o własne doświadczenia i nie pokrywa wszystkich przypadków, jednak myślę, że pokaże kilka różnic z jakimi się spotkała.
Po pierwsze, gdzie szukać pracy
Głównym źródłem ogłoszeń są dwa portale: Monster.ie oraz indeed (na obu warto założyć profil i wgrać CV, bo conajmniej kilku rekruterów właśnie w ten sposób się ze mną kontaktowało). Trochę ofert pojawia się również na LinkedIn czy StackOverflow i warto również tam zaglądać.
Po drugie, firmy
Dublin potrzebuje programistów i nie odstaje w tym od żadnego innego większego miasta na świecie. Ba! Znajdziecie tutaj siedziby wszystkich największych firm IT: Google, Amazon, Facebook, Twitter, Microsoft, Apple … do wyboru, do koloru :) A także mnóstwo Start-upów. Dlaczego? To co przyciągnęło większe firmy do Dublina to dobre warunki podatkowe, a także łatwiejsze uzyskanie wizy dla nowych pracowników (często jeśli kandydat nie dostał wizy do USA, to ląduje w biurze w Dublinie). Jako, że te firmy ściągają dobrych pracowników z całego świata, to chciały z tego korzystać inne organizacje (i korzystać z rynku pracy), stąd Dublin stał się naprawdę miejscem, gdzie firmy chcą programować ;)
Po trzecie, proporcje
Pomimo morza firm, dominują ogłoszenia +5 lat doświadczenia. Znajomy manager, wytłumaczył nam, że duże firmy niechętnie rekrutują tutaj mniej doświadczonych developerów, bo boją się, że po zdobyciu doświadczenia wyfruną do innej fimy i “zainwestowany czas” okaże się dla firmy zmarnowany. To też związane jest ze zjawiskiem relokacji — zazwyczaj nie ściąga się do innego kraju juniorów, więc w teorii na rynku powinno być sporo osób z doświadczeniem, mid level — senior level. Z drugiej strony, mocno nie zgrywa mi się to z zasadami budowania kultury organizacyjnej — im mniej doświadczony pracownik tym łatwiej przecież “wykuć” go na miarę firmy; co więcej, gdyby firmy faktycznie oferowały fajny rozwój (i inne bajery) to nikt by nie uciekał, choć no nasza branża jest jednak kapryśna ;) W każdym razie, wydaje mi się, że bardziej doświadczona osoba również łatwo może zmienić pracę (chyba, że celujemy tutaj w osoby, które szukają stabilizacji i ew “gorsze warunki” są lepsze niż zmiany, sama nie wiem ;)).
W rezultacie, ogłoszeń na Seniorów jest morze. Tych dla juniorów znacznie mniej (ofert dla osób niedoświadczonych naprawdę mało — ale to może również wiązać się z tym, że w Irlandii nie ma zbyt wielu kierunków IT na studiach i nie cieszą się one popularnością).
Po czwarte, agencje
Ano właśnie. Poza największymi firmami i nielicznymi wyjątkami rekrutują tutaj agencje. Jest ich naprawdę sporo i zdecydowanie dominują na rynku. Czasem firmy wspierają się nimi obok własnych rekrutacji, ale wiele nie szuka kandydatów w inny sposób.
No i prawda jest taka, że bardzo dużo zależy od konkretnego rekrutera, który się z Tobą kontaktuje. Niestety, jak wszędzie pojawiają się tacy, którzy wysyłają Ci oferty od czapy, nie potrafią odpowiedzieć na podstawowe pytania, albo zwyczajnie przestają się odzywać. Gdy jeszcze byłam w Polsce większość z nich mówiła mi jasno: póki nie jesteś w Irlandii, mój klient nie będzie chciał z Tobą rozmawiać (co jest w sumie śmieszne, bo mamy Skype’a, choć znowu być może chodziło bardziej o relokacje (?)). W większości agencji konkretni rekruterzy rekrutowali do konkretnej technologii, więc na plus, wiedzieli o co dopytywać do mojego CV.
A i jeszcze jedno. Dzwonił też do mnie rekruter z prośbą o wyłączność. Nigdy wcześniej się nie spotkałam z takim postępowaniem.
Po piąte, doświadczenie i edukacja
Kto czytał rozmowę ze mną u Karoliny, ten wie, że opowiadałam tam o dość mocno funkcjonującej klasyfikacji. Mam na myśli ilość lat doświadczenia, a stanowisko, na jakie możesz się rekrutować. Kilku rekruterów potwierdziło mi, że jest to coś co bardzo rzadko jest naciągane, a często staże czy praktyki nie są zupełnie do tego wliczane (jeden rekruter na opis mojego stażu powiedział, że podkreśli klientowi, że to jednak przypominało pracę w projekcie niż staż, bo u nich często na stażu nie robi się nic konstruktywnego i nikt nawet nie wlicza go do doświadczenia). Jak wygląda mniej więcej ten podział? Poniżej roku doświadczenia jesteś na poziomie entry level (to są właśnie staże, pierwsze prace), potem do 3+ junior (a i są ogłoszenia na juniorów gdzie ilość lat doświadczenia to 3+), mid level od 3+ do 5+, a senior w zależności od organizacji, zazwyczaj 5+, ale często też 8+ czy 10+.
Ja szukając pracy byłam więc, ze swoim 1,5 roku komercyjnego doświadczenia, jednoznacznie kierowana na rekrutacje juniorskie, z podkreśleniem, że raczej jestem na początku, mało umiem itp. (co miało się też przełożyć na moje wynagrodzenie). Nie było opcji by moje CV poszło na niejuniorską rekrutację przez agencje. Nie zrozumcie mnie źle, wiem jak w naszej branży jest ważne doświadczenie i że jest to coś czego się nie przeskoczy, bo z nim zdobywamy swego rodzaju mądrość. Po prostu, chcę podkreślić, to, że często spotykana w Polsce praktyka, czyli “przymykanie oka” na ilość lat doświadczenia i “dopuszczanie” do rekrutacji, tutaj nie ma miejsca (albo jest bardzo rzadka).
Co daje taki podział? Osobom rekrutującym mnie głownie zdziwienie, że jak na tak małe doświadczenie ogarniam, a zadania rekrutacyjne, które im dostarczyłam były zrobione na takim, a nie innym poziomie. Można więc przypuszczać, że ogólny poziom juniorów jest niższy niż ten reprezentowany przeze mnie, więc może te sztywne podziały wcale tak sensowne nie są?
A co z wykształceniem kierunkowym? O moje studia spytano mnie tylko dwa razy. Nikt jednak “nie był smutny, że nie jest to IT”, raz zapytano mnie czy mam już magistra (bo w CV przy edukacji miałam tylko lata, bez miesięcy i teoretycznie mogłabym jeszcze się nie obronić). Zdecydowanie moje wykształcenie nie było czymś, co wpływało na rekrutacje.
Po szóste, procesy
W sumie nic mnie nie zaskoczyło jakoś mocno. Jedno zadanie techniczne jakie miałam wykonać było dość złożone: logowanie i rejestracja (front i back), więc zajęło to trochę dłużej niż chciałabym na takie zadanie poświęcić, drugie było prostym CRUDem, było codility, raz z zastrzeżeniem, że mam działać tylko na prymitywach i tablicach, oraz nie korzystać z bibliotek (implementowałam więc samodzielnie metodę String.split() :D), oraz, że nie wolno mi pisać w IDE, drugi raz bez takich obostrzeń. Dwa razy od razu zaproszono mnie na rozmowę techniczną (tutaj znowu, rozmowy techniczne były i świetne, i bardzo, bardzo randomowe, ale o tym może w kolejnym wpisie i bardziej w kierunku jak fajna techniczna rozmowa może wyglądać? :)). Generalnie pytania techniczne nie były zaskakujące (z małymi wyjątkami) — to co fajne, to jednak w większości nawiązywały do mojego CV! Wtedy od razu lepiej się rozmawia.
Fajna rekrutacja była u mojego przyszłego pracodawcy: trwała tydzień od momentu wysłania mojego CV, a od maila od nich dwa dni. Na drugi dzień miałam rozmowę (2h, i techniczna, i miękka) i tego samego dnia decyzję. Da się? Ano da się ;) Długość pozostałych procesów to średnio jednak 2–3 tygodnie.
Po siódme, nic nie jest pewne
Czy z procesów rekrutacyjnych, w których brałam udział uzyskałam negatywny feedback? Nie. Ile ostatecznie przed podjęciem mojej decyzji dostałam ofert? Jedną. Tak jedną!
Jedna z firm, która “przeciągnęła” mnie przez cały proces, na koniec i po pozytywnym feedbacku stwierdziła, że wolą tańszą opcje, czyli osobę bez doświadczenia (ale przecież budżet powinien być na początku).
Druga, już zapraszała mnie na zwiedzanie biura (cała rekrutacja odbywała się online), po czym po 3 tyg milczenia dostałam informację, że w tym roku nie mogą zatrudniać osób, bez znajomości Skali (choć wcześniej zapewniano, że mnie douczą). Znowu pech chciał, że nie sprawdzili tego wcześniej ;)
Kolejna, po świetnym feedbacku po części technicznej, przestała odzywać się do rekrutera z agencji. Serio, biedny dzwonił do mnie i pisał i nie wiedział co robić … A gdy dostałam ofertę, powiedział by zupełnie nie myśleć o tej firmie, do której on mnie rekrutował, bo nie jest w stanie nic zagwarantować.
Także nie obyło się bez adrenaliny. Śmiałam się, że to jakaś klątwa i mam wracać do PL.
Do czego zmierzam? Że niestety, często firmy tutaj rekrutują “na zaś”. Nie mając stanowiska, licząc, że a nuż jak kogoś znajdą, to ono będzie — znowu jest to coś, co mi kilku rekruterów powtórzyło, przestrzegając, że póki nie ma się podpisanej umowy, to nic to nie znaczy.
Po ósme, kasa
Pewnie o to też chcielibyście zapytać. Polecam po prostu skorzystanie z Glassdoor, albo przejrzenie kilku ofert (praktycznie 90% z nich zawiera stawki!) ;) Nie jest źle, ale super turbo kokosowo też nie. Weź też pod uwagę podatki, które są inne niż w Polsce — orientacyjną stawkę ‘na rękę’ można wyliczyć sobie w jednym z kalkulatorów.
Na koniec praktyczne wskazówki i rady:
- Aby pracować w Irlandii wystarczy Ci paszport z kraju UE.
- Część firm oferuje relocation, jednak nie wszystkie (a często, właśnie przez to, że będą musieli Ci je zaoferować jesteś mniej atrakcyjnym kandydatem).
- Gdy szukałam pracy z Wrocławia, pojawiały się głosy (od rekruterów), że łatwiej będzie na miejscu, jednak w sumie skajpowo odbyłam 3 rekrutacje i było to możliwe. Jedna z tych firm, początkowo miała zapłacić mi za przelot i rozmawiać ze mną na miejscu, jednak ostatecznie był skype. Jeśli już firma chce rozmowę na miejscu to zazwyczaj płaci za koszty przez Ciebie poniesione (patrz Jakub i jego rekrutacja do Amazona). Loty do Dublina ogarnąć raczej łatwo, co do noclegów, to również nie powinno być problemu z Airbnb, czy hotelami.
- Znajomi z IE podkreślali, bym miała irlandzki numer telefonu, bo adres to każdy może sobie wpisać, a jak masz numer to znaczy, że już tu jesteś. Ja jednak trochę olałam temat — stąd cześć rekruterów pytała od kiedy będę w Dublinie, jak szybko mogę się w nim pojawić itp. Jednak, w ogólnym rozrachunku wydaje mi się, że i tak odzew był spory (pewnie byłby większy, ale ten chyba mi wystarczył:), niemniej jednak może to być coś, co Ci pomoże.
- Więcej praktycznych rad odnośnie szukania pracy, znajdziecie w serii #PierwszaPraca w IT, która jakiś czas temu pojawiła się na blogu.
- Szukanie mieszkania na stałe, czy pokoju, to już gorsza przeprawa. Mieszkania w Dublinie są drogie (pokój to wydatek do ok. 1000EUR miesięcznie, przeciętne mieszkanie ok. 1500–2000EUR). Sporo z nich nie jest w standardzie do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni (słaba energooszczędność, wilgoć, nieczęsto grzyb). Jakub, gdy przyjechał do Dublina szukał swojego pokoju przez 3 tygodnie (nocując w AirBnB oraz będąc w delegacji w USA), gdy teraz szukaliśmy mieszkania, mieliśmy po prostu ogromne szczęście, bo pierwsze przez niego oglądane okazało się naszym (gdy oglądasz mieszkanie, to na listę do agenta wpisuje się conajmniej kilka-kilkanaście osób i z nich jest wybierany szczęśliwy lokator, wcześniej musisz wypełnić formularz, podać zawód, dostarczyć skan umowy(!), a także rekomendacje od poprzedniego landlorda i być gotowym do wpłaty kaucji w kilka godzin po uzyskaniu informacji o wynajmie).
- Jeśli chodzi o koszty życia to nie jest chyba inaczej niż w krajach gdzie płaci się w euro. Nie chcemy tu podawać kwot miesięcznych na przeżycie, bo jednak każdy rozumie to inaczej. Na pewno po wpisaniu w google znajdziecie odpowiedź na to pytanie.
Tyle ode mnie w razie pytań — zostawcie je w komentarzu. A może macie jakieś inne odczucia i doświadczenia? Z chęcią przeczytam, jak to wyglądało z Waszego punktu widzenia.