#Lazy Sunday. Jestem szczęśliwa! Dziękuję…

By 10 May 2015 Lazy Sunday

W środę moje urodziny, więc poz­wolę sobie na prezent, w postaci wpisu. 

Kończę 25 lat. Dużo? Mało? Nieważne. Myślę jed­nak, że to trochę taka sym­bol­icz­na licz­ba. Jako mała dziew­czyn­ka marzyłam, że wtedy będę mieć już takie piękne state­czne życie — przys­to­jny (i bogaty:P) mąż, dobra pra­ca, ład­ny domek i jakieś dzieci­a­ki. Im jed­nak byłam starsza, tym ta wiz­ja uciekała, na stu­di­ach zamieni­a­jąc się w coś dzi­wnie dalekiego…

To był dla mnie bard­zo inten­sy­wny okres — stu­dia, orga­ni­za­c­je stu­denck­ie, pro­jek­ty, szkole­nia, pier­wsza pra­ca — dużo wysiłku, który ter­az mogę ubrać w jed­no — szukałam swo­jego miejs­ca w świecie. I to nie tylko jeśli chodzi o relac­je, czy pracę, ale też men­tal­nie… Po pros­tu dorastałam?

Każde urodziny, były dla mnie okre­sem, gdy próbowałam trochę pod­sumować swo­je życie. A też zazwyczaj dzi­ało się tak, że w okoli­cach maja dzi­ały się rzeczy dla mnie przeło­mowe. Nigdy, przenigdy nie było spoko­jnie, a mi, na którymś z fron­tów sytu­ac­ja zmieni­ała się o 180 stopni.

I też, na włas­nej skórze poczułam co to znaczy nietrafiony wybór, a także jak trudne jest zmie­nie­nie wtedy sytu­acji. Trochę tak było ze stu­di­a­mi, trochę ze związka­mi, w końcu, z pracą, w której zawsze czegoś mi brakowało…

ale ten wpis nie jest po to, by marudzić.

Jest po to by podziękować.

Dziękuję.

Po pier­wsze, sobie, bo odwal­iłam kawał solid­nej pra­cy. Tak, tak, też tej pro­gramisty­cznej. Ale to był przede wszys­tkim kawał pra­cy nad sobą związany z wyjś­ciem ze swo­jej stre­fy kom­for­tu, pod­ję­ciem ryzy­ka, dyscy­pliną (której trochę mi brakowało) i motywacją. Bałam się jak cholera. Cza­sem nadal się boję i pytam samą siebie, jak będzie dalej — ale wow, jak popa­trzę na to, co zro­biłam, to zwycza­jnie jestem z siebie dum­na. Bo, tak naprawdę naj­fa­jniejsze są nie moje postępy, ale to, że w końcu znalazłam pro­fesję, w której speł­ni­am się całkowicie. Kocham to, co robię i nie zamieniłabym pro­gramowa­nia na nic innego, a to, że cią­gle będę się w nim rozwi­jać, uczyć, pod­nosić poprzeczkę naprawdę mi się podoba!

Po drugie, moim rodz­i­com, którzy nadal mają siłę mnie wspier­ać. Od małego to właśnie oni zawozili mnie na trenin­gi taneczne, finan­sowali warsz­taty z tań­ca, kibi­cow­ali w konkur­sach z chemii, dzi­ałal­noś­ci w AEGEE, mojej kari­erze związanej ze szkole­ni­a­mi, a ter­az ściskali kciu­ki za moje pro­gramowanie. I za moją przeprowadzkę do Wrocław­ia, kole­jną zmi­anę uczel­ni… Są kochani i bard­zo doce­ni­am to, że po pros­tu wierzą mi, że wiem, co robię ‑a chy­ba w końcu mi się to udało ;))

Po trze­cie, chy­ba wiado­mo komu, moje­mu men­torowi, przy­ja­cielowi i (a tego chy­ba jeszcze nie wiecie :)) narzec­zone­mu. Za giga wspar­cie, dzię­ki które­mu ter­az to ja mogę się z nim spier­ać o kod, który nie dzi­ała i opowiadać cza­sem o jak­iś niuansach, których nie pamię­ta, lub nie zna.

Po czwarte, bliskim, którzy mnie otacza­ją. Fakt, licz­ba przy­jaciół z Warsza­wy trochę się skur­czyła po moim przy­jeździe do mias­ta spotkań ;) Ale, no było to raczej do przewidzenia. Z resztą mam rzad­ki, ale naprawdę fajny kon­takt  i bard­zo go lubię, mimo, że z niek­tóry­mi nie widzi­ałam się niemal od roku. Fajnie też, że już we Wrocław­iu poz­nałam kil­ka bard­zo przy­jaznych osób, z który­mi naprawdę lubię spędzać czas.

Dzię­ki też dla Was, bo założe­nie blo­ga to jed­na z fajniejszych decyzji zeszłego roku. Wspar­cie i dop­ing jaki mi daje­cie naprawdę doda­je skrzy­deł. A co cieszy jeszcze bardziej, to, że razem ze mną uczy­cie się pro­gramowa­nia, a nasz kurs Javy okazał się dla Was przy­dat­ny i użyteczny. To bard­zo nakrę­ca nas na prowadze­nie tego bloga.

 

A dzięku­ję za to, że w końcu czu­ję, że w moim życiu jest tak, jak powin­no. Że nie mam na co narzekać, że wyzwa­nia, nie przytłacza­ją, nie zniechę­ca­ją, a moty­wu­ją. Że w końcu mam czas na równowagę, bo na początku nau­ki pro­gramowa­nia było tylko ono w moim życiu, ter­az mam siłę i ochotę na inne pas­je, sport, czy czy­tanie książek.Że jestem w mieś­cie, które naprawdę pokochałam. Że mam futrza­ka, który cza­sem zadrapie, ale zazwyczaj tuli się do mnie.  Że kocham i jestem kochana. Jest naprawdę fajnie! Podo­ba mi się moje życie!

I myślę, że gdy­by ta mała Ania wiedzi­ała, że tak może wyglą­dać jej życie w wieku 25 lat i może być tak szczęśli­wa, to na pewno właśnie o nim by marzyła.