Cześć jestem Ania. Szkolenia, marketing, impro to dziedziny, które przynosiły mi satysfakcję. I gdyby ktoś pół roku temu powiedział mi, że będę uczyć się programowania to postawiłabym mu 50-kę wódeczki i powiedziała, że chyba już czas do domu… O tym jak to się zaczęło chcę Ci właśnie opowiedzieć.
UPDATE: Jest super, nadal koduję! Po kilku miesiącach szło mi całkiem nieźle. Moją pierwszą aplikację znajdziecie tutaj (o tym jak ją tworzyłam jest ten wpis).
Myślę, że moja historia może Cię ośmielić do zmian w życiu. Myślę, też, że jest całkiem ciekawa, choć mało w niej kodu i kompilowania (na razie :)). W końcu, uważam, że dobrze byłoby się przedstawić trochę dokładniej. To co, zaczynamy?
Ania idzie na politechnikę!
W tym miejscu powinnam chyba zacząć! Po liceum, dość oczywistym wyborem dla mnie była Politechnika Warszawska, a dokładniej wykładana tam Technologia Chemiczna. Jako, że brałam udział w różnych konkursach i szło mi całkiem nieźle, a sama chemia wydawała się ciekawą drogą rozwoju (kto na pierwszym roku nie chciał zostać drugą Skłodowską albo Czochralskim).
Wydawała się, bo bardzo szybko zasypana matematyką, fizyką i toną pamięciówy doszłam do wniosku, że chemia nie jest dla mnie. Zaczęłam więc działać w organizacjach studenckich.
Ania na prezydenta!
I to aż dwukrotnie! Moja działalność w Europejskim Forum Studentów AEGEE-Warszawa była bardzo intensywna. Dwa zarządy, rada nadzorcza, kilka projektów, bycie trenerem i prowadzenie szkoleń, w końcu jako podsumowanie mojej pracy otrzymanie tytułu honorowego członka. Te kilka lat pracy z ludźmi, pokazało mi jak fajny, ciekawy i wciągający jest to obszar, a także, że całkiem dobrze się w nim odnajduję. Za zdobytym doświadczeniem poszły też pierwsze doświadczenia zawodowe takie jak staż w firmie szkoleniowej czy praca jako specjalista od marketingu w start-upie, a także zmiana studiów na takie ciut bardziej biznesowe.
Geek factor.
Tu pojawia się miejsce na ważną adnotację. Było trochę tak, że gdy za bardzo skupiałam się “na nauce” to zaczynało brakować mi ludzi. I odwrotnie, miękkie działania powodowały niedosyt czysto umysłowego wysiłku. Z rozrzewnieniem wspominałam więc robienie zadań na zapleczu sali chemicznej gdzie oprócz rozrywki chemicznej była też ta społeczna. No i tak nie ma co ukrywać, absolutnie jestem geekiem :)
Skąd to programowanie?
Całkiem niedawno przygotowując się do rozmowy rekrutacyjnej przypomniałam sobie, że moje pierwsze przygody z programowaniem były faktycznie na studiach gdzie przez semestr tłukliśmy VBA. Co więcej, przypomniało mi się też, że całkiem to ogarniałam. Nie wpadłam wtedy na to, że mogłoby to być coś dla mnie.
IT ogólnie jawiło mi się jako jakaś taka bliżej nieokreślona i dość mroczna materia. Wydawało mi się, że jest bardzo trudno (bo przecież idąc na studia należało się zmierzyć z dość wysokimi progami) i dość nudno, bo to przecież 8h siedzenia przed kompem i dłubania w kodzie. No i sami programiści wydawali się jacyś tacy, ponurzy i niedostępni społecznie ;)
Do czasu, bo moja ostatnia praca w start-upie zajmującym się usługami IT pozwoliła mi zobaczyć jak wygląda praca programistów i trochę ich poznać. Okazało się, że to całkiem spoko ludzie, może trochę introwertyczni, może ciutkę skupieni na kodzie, ale serdeczni i absolutnie pomocni. A kodowanie przedstawiło się jako szukanie rozwiązań, korzystanie z różnych źródeł, logiczne myślenie i trochę stukania w klawiaturę.
Po firmowej imprezie założyłam się niejako z naszymi programistami, że “nauczę się programować”, na co zareagowali dość sympatycznym uśmiechem (choć więcej było w tym dobroci, niż wiary, że mi się uda). Przez “nauczę się programować” rozumiałam, że skończę kurs na codecademy, co trochę ułatwiło mi sprawę. Wybrałam Pythona, zaczęłam i sama nie wiem po ilu procentach z dość śmiesznej wieczornej aktywności stało się to całkiem niezłą rozrywką.
Okazało się bowiem (ok, może dla Ciebie to dość trywialne i od razu tak właśnie postrzegałaś programowanie, dla mnie to jednak była trochę czarna magia), że to jest logiczne. I fajne! I powoli mnie wciąga.
Z dowcipu przerodziło się w coś, w czym faktycznie chce się rozwijać, bo zwyczajnie daje mi sporo frajdy w nauce.
Pamiętam jak w maju poszłam na warszawskie spotkanie GeekGirlsCarrots i podczas części nieoficjalnej podeszłam do Magdy, która uczy Karotki Django. Podczas bardzo krótkiej i jakże serdeczniej rozmowy zostałam trochę uspokojona i mocno zachęcona do tego, by zacząć coś z tym robić, bo warto próbować.
I chyba właśnie wtedy podjęłam decyzję: wchodzę w to.
Czy Ty, Anno, chcesz nauczyć się Javy?
Kurs na codecademy się skończył, wiedziałam i bardzo chciałam, by programowanie dołączyło do moich umiejętności. Co więcej, myślę, że moje doświadczenia związane z prowadzeniem szkoleń czy pracą w zespole naprawdę dobrze uzupełnią (zdobywane i rozwijane) umiejętności techniczne ( za które ciężko ocenić kogoś subiektywnie, jeśli umiesz programować, to jesteś za to doceniany, co myślę, też może być miłą odmianą od oceniania pomysłów w stylu: “zaproponuj coś innego, zaskocz mnie”).
A skoro branża: ludzie, sposób pracy, czy w końcu zarobki, są naprawdę spoko to czemu nie dążyć do zostania jednym ze szczęśliwie zatrudnionych w IT ;)? Nad tym obecnie bardzo mocno pracuję, a myślę, że z każdą linijką kodu może dość powoli, ale w sposób nieprzerwany otwierają się przede mną nowe możliwości ( o różnych zawodach w IT poczytasz tutaj).
Dochodząc do końca, odpowiem jeszcze na pytanie: czemu java?
Otóż szczerze odpowiadając, głownie dlatego, że w tym języku mogłam liczyć na największe wsparcie w nauce. Nie ukrywajmy też, że jest to język pożądany na rynku pracy, dający naprawdę dużo możliwości i na tyle popularny, że nawet jak Kuba akurat nie może mi pomóc, to mogę sobie naprawdę łatwo wygooglać odpowiedź (i raczej właśnie najpierw tam szukam odpowiedzi na moje problemy ;)). Javy uczę się krótko, więc równie dobrze za pół roku mogę stwierdzić, że jednak inny język, albo, że to koniec mojego romansu z IT, jasne.
Na razie jednak, jest to dla mnie naprawdę najlepszy wybór.
Może w IT jest coś dla Ciebie?
Jeszcze jakiś czas temu moją reakcją na to pytanie było by : “pffff, chyba dla Ciebie”. Ale taka reakcja wynikała z nieznajomości branży, która jawiła się dość mrocznie i mętnie, nudno i trudno w mojej głowie, a także z tego, że samo programowanie uważałam za czarną magię.
Teraz, jako absolutnie początkująca programistka wiem, że więcej w tym nauki języka obcego i porządkowania zadań i logicznego rozumowania tego, co chcemy zrobić. Jakbym miała znaleźć porównanie to chyba pomyślałabym o tworzeniu instrukcji obsługi, ale w innym języku. Jasne, początki są trudne, nie rozumie się gramatyki i przez to zamiast instrukcji robota kuchennego tworzymy instrukcje obsługi łyżki, ale gdy już to skończymy ( i widzimy, że działa!) czujemy naprawdę wielką satysfakcję.
Ale, IT to nie tylko programowanie :) Może warto przyjrzeć się tej branży bliżej?