#Lazy Sunday. Spróbuj

By 3 September 2016 Inspiracje, ITlogy

Miałam może 9 lat i bard­zo podobał mi się taniec towarzys­ki. W moim mieś­cie był klub, znałam dzieci, które tam tańczyły, jed­nak obaw­iałam się, że sobie z tym wszys­tkim nie poradzę i nigdy nie poprosiłam rodz­iców by mnie na niego zapisali… Lubiłam matem­atykę, nigdy nie miałam z nią prob­lemów, ale gdy dla chęt­nych było zadawane zadanie z gwiazd­ką, bałam się, że będzie za trudne i nawet nie próbowałam go rozwiązać. Gdy zak­wal­i­fikowałam się do olimpiady bio­log­icznej w gimazjum i w kole­jnym etapie musi­ałam nauczyć się 120 ziół i roślin leczniczych, po pros­tu zrezyg­nowałam, bo wiedzi­ałam, że to będzie za dużo, a prze­cież tak lubiłam biologię. Na stu­di­ach zawal­iłam kil­ka przed­miotów i nie złożyłam poda­nia o pow­tarzanie roku, po pros­tu stwierdz­iłam, że to koniec i nigdy ich nie skończyłam.  Dzi­ałałam w orga­ni­za­cji stu­denck­iej i bard­zo marzyłam o włas­nym pro­jek­cie, jed­nak widząc ile pra­cy on wyma­ga, nawet nie zgłosiłam swo­jego pomysłu. Zach­wycałam się tym, że moi zna­jo­mi uczą się impro, jed­nak zaję­cia raz w tygod­niu to było zde­cy­dowanie za dużo. Gdy odkryłam na czym pole­ga pra­ca pro­gramisty — wiedzi­ałam, że to coś dla mnie. Jed­nak w momen­cie, gdy zobaczyłam ile nau­ki to ode mnie będzie wyma­gało, po pros­tu odpuściłam…

Mam cza­sem wraże­nie, że tak właśnie wyglą­da Two­je życie (moje tak zde­cy­dowanie nie wyglą­dało). Gdy opowiadam o swo­jej pasji do pro­gramowa­nia, Ty mówisz, że mi zaz­droś­cisz, bo nigdy nie miałaś takie zaparcia, by nauczyć się czegoś. Bo chci­ałaś pojechać na wymar­zone wakac­je, ale tyle było robo­ty z bookowaniem wszys­tkiego. Bo bard­zo podo­ba Ci się grafi­ka kom­put­erowa, ale nie chcesz uczyć się pro­gramów graficznych. Bo mimo tego, że masz smykałkę do rękodzieła, to nie masz cza­su, by wrzu­cić swo­je prace choć­by na face­booka. Bo z chę­cią zaczęłabyś bie­gać, ale prze­cież, ter­az, bez kondy­cji, to co najwyżej marszo­bie­gi, a na to nie masz ochoty…

Są ludzie, którzy żyją obok możli­woś­ci i marzeń. Piszę obok, bo oni doskonale je widzą, zna­ją i częs­to mówią nawet, że bard­zo, bard­zo by chcieli. Ba! Oni zda­ją sobie sprawę z kosztów związany­mi z taki­mi cela­mi. I właśnie te kosz­ty odci­na­ją ich od real­iza­cji. Leżą więc sobie wygod­nie, zaz­droszcząc, albo mówiąc, że coś ich dla nich za trudne, pomi­mo tego, że nawet tego nie spróbowali… A obok nich, toczy się życie, które aż pul­su­je od pasji, marzeń, wyzwań.

Nie zrozum mnie źle, nie namaw­iam Cię do całkowitego pod­porząd­kowa­nia swo­jego życia pod jak­iś cel (cho­ci­aż cza­sem to jest ta właś­ci­wa dro­ga). Zachę­cam jed­nak, byś choć raz zagryzła zęby i spróbowała poświę­cić coś, by spełnić swo­je marzenia. Poczuj zak­wasy, albo utknij na tydzień z zadaniem z pro­gramowa­nia, odpuść nowe buty i kup za to podręcznik do fran­cuskiego. Spróbuj pokon­ać prz­er­aże­nie związane z tym, że nigdy tego nie robiłaś… po pros­tu spróbuj, zami­ast pod­dawać się na starcie.

I nie ma nic złego w tym, by po miesiącu czy dwóch stwierdz­ić, to total­nie nie dla mnie, odpuszczam, nie krę­ci mnie to. To jest świetne, bo dzię­ki takim doświad­czeniom poz­na­jesz siebie bardziej. I dowiadu­jesz się też, że po pros­tu możesz próbować, popeł­ni­ać błędy, być niedoskon­ałym, początku­ją­cym, ale odd­anym swoim marzeniom.

Nie ma nic złego w próbowa­niu. W bra­niu na siebie ciut więcej niż zazwyczaj. W potyka­niu się. Ucze­niu. Chy­ba właśnie na tym pole­ga życie ;)