Miałam może 9 lat i bardzo podobał mi się taniec towarzyski. W moim mieście był klub, znałam dzieci, które tam tańczyły, jednak obawiałam się, że sobie z tym wszystkim nie poradzę i nigdy nie poprosiłam rodziców by mnie na niego zapisali… Lubiłam matematykę, nigdy nie miałam z nią problemów, ale gdy dla chętnych było zadawane zadanie z gwiazdką, bałam się, że będzie za trudne i nawet nie próbowałam go rozwiązać. Gdy zakwalifikowałam się do olimpiady biologicznej w gimazjum i w kolejnym etapie musiałam nauczyć się 120 ziół i roślin leczniczych, po prostu zrezygnowałam, bo wiedziałam, że to będzie za dużo, a przecież tak lubiłam biologię. Na studiach zawaliłam kilka przedmiotów i nie złożyłam podania o powtarzanie roku, po prostu stwierdziłam, że to koniec i nigdy ich nie skończyłam. Działałam w organizacji studenckiej i bardzo marzyłam o własnym projekcie, jednak widząc ile pracy on wymaga, nawet nie zgłosiłam swojego pomysłu. Zachwycałam się tym, że moi znajomi uczą się impro, jednak zajęcia raz w tygodniu to było zdecydowanie za dużo. Gdy odkryłam na czym polega praca programisty — wiedziałam, że to coś dla mnie. Jednak w momencie, gdy zobaczyłam ile nauki to ode mnie będzie wymagało, po prostu odpuściłam…
Mam czasem wrażenie, że tak właśnie wygląda Twoje życie (moje tak zdecydowanie nie wyglądało). Gdy opowiadam o swojej pasji do programowania, Ty mówisz, że mi zazdrościsz, bo nigdy nie miałaś takie zaparcia, by nauczyć się czegoś. Bo chciałaś pojechać na wymarzone wakacje, ale tyle było roboty z bookowaniem wszystkiego. Bo bardzo podoba Ci się grafika komputerowa, ale nie chcesz uczyć się programów graficznych. Bo mimo tego, że masz smykałkę do rękodzieła, to nie masz czasu, by wrzucić swoje prace choćby na facebooka. Bo z chęcią zaczęłabyś biegać, ale przecież, teraz, bez kondycji, to co najwyżej marszobiegi, a na to nie masz ochoty…
Są ludzie, którzy żyją obok możliwości i marzeń. Piszę obok, bo oni doskonale je widzą, znają i często mówią nawet, że bardzo, bardzo by chcieli. Ba! Oni zdają sobie sprawę z kosztów związanymi z takimi celami. I właśnie te koszty odcinają ich od realizacji. Leżą więc sobie wygodnie, zazdroszcząc, albo mówiąc, że coś ich dla nich za trudne, pomimo tego, że nawet tego nie spróbowali… A obok nich, toczy się życie, które aż pulsuje od pasji, marzeń, wyzwań.
Nie zrozum mnie źle, nie namawiam Cię do całkowitego podporządkowania swojego życia pod jakiś cel (chociaż czasem to jest ta właściwa droga). Zachęcam jednak, byś choć raz zagryzła zęby i spróbowała poświęcić coś, by spełnić swoje marzenia. Poczuj zakwasy, albo utknij na tydzień z zadaniem z programowania, odpuść nowe buty i kup za to podręcznik do francuskiego. Spróbuj pokonać przerażenie związane z tym, że nigdy tego nie robiłaś… po prostu spróbuj, zamiast poddawać się na starcie.
I nie ma nic złego w tym, by po miesiącu czy dwóch stwierdzić, to totalnie nie dla mnie, odpuszczam, nie kręci mnie to. To jest świetne, bo dzięki takim doświadczeniom poznajesz siebie bardziej. I dowiadujesz się też, że po prostu możesz próbować, popełniać błędy, być niedoskonałym, początkującym, ale oddanym swoim marzeniom.
Nie ma nic złego w próbowaniu. W braniu na siebie ciut więcej niż zazwyczaj. W potykaniu się. Uczeniu. Chyba właśnie na tym polega życie ;)