#Lazy Sunday. Czas dla Ciebie

By 14 June 2015 Lazy Sunday

Kiedy ostat­ni raz miałaś czas dla siebie? Może tak dawno jak ja, a jeśli tak, naprawdę warto to zmienić.

#Cykl lazy Sun­day to wpisy nie do koń­ca związane z pro­gramowaniem. Cza­sem zna­jdziesz tu coś, co nas ostat­nio inspiru­je lub moty­wuje, a cza­sem po pros­tu przepis na dobre cias­to czy recen­zje kul­tur­al­no-gas­tro­nom­iczną. Ot, coś na leni­wą niedzielę. Zapraszam do lektury.

Mój ostat­ni rok był naprawdę inten­sy­wny. Tak naprawdę wszys­tko było pod­porząd­kowane jed­ne­mu — nauce pro­gramowa­nia. Zan­im zaczęłam pra­cow­ać jako pro­gramist­ka, po pra­cy po pros­tu przy­chodz­iłam do domu i uczyłam się pro­gramowa­nia. Odkąd jestem już w zawodzie wcale nie ma lżej, bo częs­to muszę coś doczy­tać. Do tego dochodzi jeszcze blog i związane z nim obow­iąz­ki czy inne pro­jek­ty, które niedłu­go moc­niej będą mnie angażować. Doda­jmy do tego nasz związek na odległość i codzi­enne kilku­godzinne ska­jpy. A i jeszcze stu­dia zaoczne :)

To właś­ci­wie układało mi har­mono­gram dzi­ałań. Pobud­ka, pra­ca, ska­jp, nau­ka. W week­endy albo stu­dia, albo wielkie sprzą­tanie mieszka­nia, na które zwycza­jnie nie miałam cza­su w tygod­niu. Miesiąc czy dwa pewnie da się tak funkcjonować, ale po niemal pół roku powiedzi­ałam sobie: dość.

Bo z jeden strony byłam najszczęśli­wsza, robiąc to co kocham, a z drugiej total­nie wycz­er­pana tym, że nie daję sobie luzu, cza­su na zwycza­jny odpoczynek i nic nie robi­e­nie. Postanow­iłam to zmienić i powolutku uda­je mi się odzyskać bal­ans. Poniżej więc zna­jdziecie moje sposo­by na wygospo­darowanie cza­su tylko dla siebie, którego KAŻDA z nas potrze­bu­je. Mój grafik obow­iązków zupełnie na nim nie ucier­pi­ał, a ja odzyskałam równowagę. Może któryś z tych trików przy­da się też Tobie.

1. Śniadanie

Stało się moim obow­iązkowym punk­tem dnia. Bez niego nie wyjdę do pra­cy (choć nie ma prob­le­mu bym je w niej zjadła). Zauważyłam, że te 20 min na posiłek i wyp­icie poran­nej kawy bard­zo dobrze mnie nas­tra­ja. Mogę zadz­wonić do najbliższych i “zjeść” z nimi, albo po pros­tu cele­brować moment, pijąc kawę i wyglą­da­jąc przez okno.

2. Ćwiczenia

20 min ruchu to abso­lutne min­i­mum, od którego warto zacząć. Ja nie mówię, że jestem drugą Chodakowską i cza­sem też sobie odpuszczę ćwiczenia, choć staram się to robić jak najrzadziej. Naprawdę wystar­czy to 20–30 min ruchu, ale nie tylko ruchu, a skupi­enia na sobie. Mam taki mod­el, że w week­endy ćwiczę zaraz po prze­budze­niu, w tygod­niu wiec­zorem. Przez dobre 2 miesiące chci­ałam wró­cić do bie­ga­nia, ale widząc, jak dużo wymówek zna­j­du­ję by tego nie robić odpuś­ciłam. Ćwiczę więc sama, albo z kinectem, który ma naprawdę spoko gry fit­ness (takie mapu­jące ciało i stawy i pokazu­jące, jak się robi coś źle), a że dobre kil­ka lat tańczyłam to mam wiedzę o tym jak nie zro­bić sobie krzy­wdy. I nie chodzi tu tylko o spalone kalo­rie, a bardziej o poświęce­nie cza­su swo­je­mu ciału, wsłucha­niu się w odd­ech, mięśnie, jego potrze­by). Po nawet najm­niejszym treningu uśmiecham się i mam dobry nas­trój na co najm­niej godz­inę, więc naprawdę warto.

3. Sprzątanie

Jestem bała­ganiarą. Nie lubię sprzą­tać, więc jeśli nie miałam na sprzą­tanie cza­su to z przy­jem­noś­cią odkładałam je na potem. Kończyło się na tym, że sprzą­tałam dobrych kil­ka godzin odkop­u­jąc się z porozstaw­ianych w całym mieszka­niu kubków i naczyń. To bard­zo bez sen­su, więc ter­az staram się zmuszać by sprzą­tać po sobie od razu (dobrym paten­tem pewnie było­by stu­denck­ie posi­adanie tylko jed­nego kub­ka i kom­ple­tu naczyń). Jest trochę lep­iej, więc żeby sobie pomóc wprowadz­iłam  zasadę, że pier­wsza godz­i­na po przyjś­ciu z pra­cy jest na oga­r­ni­an­ie mieszka­nia. To właśnie czas na gotowanie, podle­wanie kwiatów, odkurzanie itp. Kom­put­er musi poczekać.

4. Czytanie

Kiedy ostat­ni raz przeczy­tałam coś co nie miało w tytule “code”, “Java”, “pro­gram­mer”, albo “Spring” i nie było blo­giem? Nie pamię­tam ;) Ter­az staram się dzielić czas na czy­tanie rzeczy, które pod­noszą moją wiedzę z pro­gramowa­nia z tymi, które są po pros­tu przy­jemne. Rozdzi­ał dzi­en­nie wystar­czy. No chy­ba, że akc­ja naprawdę mnie porwie :)

5. Jest ok czasem odpuścić

O tym już mówiłam w kon­tekś­cie pro­gramowa­nia. Nie codzi­en­nie trze­ba się uczyć, cza­sem po pros­tu lep­iej iść na lody. Ale jak ktoś ma w sobie pra­co­ho­li­ka jak ja, naprawdę może mieć prob­lem by to zaim­ple­men­tować. Bez wyrzutów sum­ienia. A te potrafiły się pojaw­iać również w kon­tekś­cie bardziej oso­bistym, gdy mimo zmęczenia nie kładłam się wcześniej tylko dalej roz­maw­iałam na ska­jpie z Kubą, bo miałam poczu­cie, że sko­ro nie mamy siebie na co dzień, to trze­ba robić naprawdę dużo, by naszą relac­je utrzy­mać w dobrej kondy­cji. I naprawdę trze­ba, tyle, że nie za wszelką cenę.

6. Robienie sobie małych przyjemności

Jak jest się zab­ie­ganą to i z tym może być prob­lem. Ja częs­to zwycza­jnie o sobie zapom­i­nam, ale powoli uczę się dawać sobie małe prezen­ty. Na pewno są to kwiaty, które zawsze mam na biurku. Sko­ro po pra­cy spędzam przy nim dobre kil­ka godzin to naprawdę miło gdy mogę sobie popa­trzeć na piękny bukiecik w wazonie (a kwiaty od pani z uli­cy, albo takie z mar­ke­tu to naprawdę grosze).

Na koniec jeszcze wytłu­macze­nie: nie ten post nie ma stworzyć w Two­jej głowie cukierkowego obrazu Per­fek­cyjnej Pani  Domu (Kodu?) w mojej oso­bie :P Bo nadal zdarza mi się zarwać noc na pro­gramowanie, zapom­nieć o ćwiczeni­ach czy tak zamęczyć siebie przez tydzień, że w sobotę po pros­tu odsyp­i­am. Chodzi mi bardziej o to, by pokazać, że warto cho­ci­aż starać się wprowadz­ić do swo­jego dnia takie małe, drob­ne nawy­ki, które są nastaw­ione na TWOJE potrze­by. Bo dzię­ki nim naprawdę znaczą­co możesz popraw­ić swo­ją jakość życia.