Kiedy ostatni raz miałaś czas dla siebie? Może tak dawno jak ja, a jeśli tak, naprawdę warto to zmienić.
#Cykl lazy Sunday to wpisy nie do końca związane z programowaniem. Czasem znajdziesz tu coś, co nas ostatnio inspiruje lub motywuje, a czasem po prostu przepis na dobre ciasto czy recenzje kulturalno-gastronomiczną. Ot, coś na leniwą niedzielę. Zapraszam do lektury.
Mój ostatni rok był naprawdę intensywny. Tak naprawdę wszystko było podporządkowane jednemu — nauce programowania. Zanim zaczęłam pracować jako programistka, po pracy po prostu przychodziłam do domu i uczyłam się programowania. Odkąd jestem już w zawodzie wcale nie ma lżej, bo często muszę coś doczytać. Do tego dochodzi jeszcze blog i związane z nim obowiązki czy inne projekty, które niedługo mocniej będą mnie angażować. Dodajmy do tego nasz związek na odległość i codzienne kilkugodzinne skajpy. A i jeszcze studia zaoczne :)
To właściwie układało mi harmonogram działań. Pobudka, praca, skajp, nauka. W weekendy albo studia, albo wielkie sprzątanie mieszkania, na które zwyczajnie nie miałam czasu w tygodniu. Miesiąc czy dwa pewnie da się tak funkcjonować, ale po niemal pół roku powiedziałam sobie: dość.
Bo z jeden strony byłam najszczęśliwsza, robiąc to co kocham, a z drugiej totalnie wyczerpana tym, że nie daję sobie luzu, czasu na zwyczajny odpoczynek i nic nie robienie. Postanowiłam to zmienić i powolutku udaje mi się odzyskać balans. Poniżej więc znajdziecie moje sposoby na wygospodarowanie czasu tylko dla siebie, którego KAŻDA z nas potrzebuje. Mój grafik obowiązków zupełnie na nim nie ucierpiał, a ja odzyskałam równowagę. Może któryś z tych trików przyda się też Tobie.
1. Śniadanie
Stało się moim obowiązkowym punktem dnia. Bez niego nie wyjdę do pracy (choć nie ma problemu bym je w niej zjadła). Zauważyłam, że te 20 min na posiłek i wypicie porannej kawy bardzo dobrze mnie nastraja. Mogę zadzwonić do najbliższych i “zjeść” z nimi, albo po prostu celebrować moment, pijąc kawę i wyglądając przez okno.
2. Ćwiczenia
20 min ruchu to absolutne minimum, od którego warto zacząć. Ja nie mówię, że jestem drugą Chodakowską i czasem też sobie odpuszczę ćwiczenia, choć staram się to robić jak najrzadziej. Naprawdę wystarczy to 20–30 min ruchu, ale nie tylko ruchu, a skupienia na sobie. Mam taki model, że w weekendy ćwiczę zaraz po przebudzeniu, w tygodniu wieczorem. Przez dobre 2 miesiące chciałam wrócić do biegania, ale widząc, jak dużo wymówek znajduję by tego nie robić odpuściłam. Ćwiczę więc sama, albo z kinectem, który ma naprawdę spoko gry fitness (takie mapujące ciało i stawy i pokazujące, jak się robi coś źle), a że dobre kilka lat tańczyłam to mam wiedzę o tym jak nie zrobić sobie krzywdy. I nie chodzi tu tylko o spalone kalorie, a bardziej o poświęcenie czasu swojemu ciału, wsłuchaniu się w oddech, mięśnie, jego potrzeby). Po nawet najmniejszym treningu uśmiecham się i mam dobry nastrój na co najmniej godzinę, więc naprawdę warto.
3. Sprzątanie
Jestem bałaganiarą. Nie lubię sprzątać, więc jeśli nie miałam na sprzątanie czasu to z przyjemnością odkładałam je na potem. Kończyło się na tym, że sprzątałam dobrych kilka godzin odkopując się z porozstawianych w całym mieszkaniu kubków i naczyń. To bardzo bez sensu, więc teraz staram się zmuszać by sprzątać po sobie od razu (dobrym patentem pewnie byłoby studenckie posiadanie tylko jednego kubka i kompletu naczyń). Jest trochę lepiej, więc żeby sobie pomóc wprowadziłam zasadę, że pierwsza godzina po przyjściu z pracy jest na ogarnianie mieszkania. To właśnie czas na gotowanie, podlewanie kwiatów, odkurzanie itp. Komputer musi poczekać.
4. Czytanie
Kiedy ostatni raz przeczytałam coś co nie miało w tytule “code”, “Java”, “programmer”, albo “Spring” i nie było blogiem? Nie pamiętam ;) Teraz staram się dzielić czas na czytanie rzeczy, które podnoszą moją wiedzę z programowania z tymi, które są po prostu przyjemne. Rozdział dziennie wystarczy. No chyba, że akcja naprawdę mnie porwie :)
5. Jest ok czasem odpuścić
O tym już mówiłam w kontekście programowania. Nie codziennie trzeba się uczyć, czasem po prostu lepiej iść na lody. Ale jak ktoś ma w sobie pracoholika jak ja, naprawdę może mieć problem by to zaimplementować. Bez wyrzutów sumienia. A te potrafiły się pojawiać również w kontekście bardziej osobistym, gdy mimo zmęczenia nie kładłam się wcześniej tylko dalej rozmawiałam na skajpie z Kubą, bo miałam poczucie, że skoro nie mamy siebie na co dzień, to trzeba robić naprawdę dużo, by naszą relacje utrzymać w dobrej kondycji. I naprawdę trzeba, tyle, że nie za wszelką cenę.
6. Robienie sobie małych przyjemności
Jak jest się zabieganą to i z tym może być problem. Ja często zwyczajnie o sobie zapominam, ale powoli uczę się dawać sobie małe prezenty. Na pewno są to kwiaty, które zawsze mam na biurku. Skoro po pracy spędzam przy nim dobre kilka godzin to naprawdę miło gdy mogę sobie popatrzeć na piękny bukiecik w wazonie (a kwiaty od pani z ulicy, albo takie z marketu to naprawdę grosze).
Na koniec jeszcze wytłumaczenie: nie ten post nie ma stworzyć w Twojej głowie cukierkowego obrazu Perfekcyjnej Pani Domu (Kodu?) w mojej osobie :P Bo nadal zdarza mi się zarwać noc na programowanie, zapomnieć o ćwiczeniach czy tak zamęczyć siebie przez tydzień, że w sobotę po prostu odsypiam. Chodzi mi bardziej o to, by pokazać, że warto chociaż starać się wprowadzić do swojego dnia takie małe, drobne nawyki, które są nastawione na TWOJE potrzeby. Bo dzięki nim naprawdę znacząco możesz poprawić swoją jakość życia.