Miałam się odezwać kiedy znajdę swoją pracę. Poczułam, że pora na ten wpis.
Gdzieś w myślach planowałam, że pierwsze zdanie tego wpisu będzie brzmiało: Jestem junior Java dveloperem w firmie.… Nie mogę jednak tego napisać, bo pierwszej pracy jeszcze nie znalazłam. Czuję jednak, że naprawdę jest to moment na dokonanie krótkiego podsumowania związanego z moją drogą. Gotowe?
Pełna mobilizacja
Wow, ja naprawdę miałam energię! Do aplikowania, uczenia się teorii, która może się przydać, do czekania na telefony. Na podstawie opinii znajomych i dziewczyn z grupy Wroclove Geek Girls Carrots (dzięki <3, obiecuję na następne spotkanie przyjść i to z ciastem, marchewkowe wychodzi mi całkiem dobre) stworzyłam listę firm, które mogą mnie interesować. I w niecierpliwości czekałam na pierwsze telefony ;)
Pierwsza rozmowa
Była naprawdę mega stresująca. Przy zadaniu programistycznym nie wiedziałam jak się nazywam i jak sparaliżowana nie rozumiałam kodu i tego co mam robić — trochę mi wstyd i szkoda, no ale, pierwsze koty za ploty (generalnie wszystkim zaczynającym zaznaczam, że też mogą dostać takiego paraliżu). Było natomiast miło i nic nie zapowiadało późniejszego obrotu sprawy :) Oczywiście ukazało się kilka obszarów, w których jeszcze muszę się dokształcić, dla mnie dość oczywiste, bo zaczynam, bo skupiałam się chyba głównie na rozumowaniu i złapaniu programistycznego myślenia niż na opanowaniu wszystkiego, z resztą myślę, że rozmówcy w sumie to rozumieli… No, ale po spektakularnym nie wiem z kodem wiadomo, nie oczekiwałam propozycji zatrudnienia.
Kolejne rozmowy były jednak coraz ciekawsze. Zdołałam odbyć rozmowy:
- z założeniem, że skoro mam umiejętności miękkie, a brakuje mi kompetencji developerskich, to mogę większość z nich nadrobić w domu, ogarniając w tydzień wielką aplikacje i rozwiązując przysłane mi zadanie, a potem samodzielnie ogarniać (bo programiści uczą się miękkich i w miarę szybko im to wychodzi).
Wydaje mi się, że firmie spodobały się moje umiejętności miękkie i z chęcią by z nich skorzystała, ale nie miała ani pomysłu, ani ludzi na nauczenie mnie programowania.
- ze wstawkami, że “nie wie Pani podstawowych rzeczy, które były na studiach i my to jak my, ale zespół to będzie się z Pani śmiał”. Padło kilka rzeczy, których nie wiedziałam, wydaje mi się, że wysłali mi zadanie trochę na litość, bo ich to nic nie kosztowało. Zadanie było wg ich kalkulacji na dwa popołudnia. No cóż, zrobiłam je w 3h…
Natomiast sama postawa bardzo mnie zniechęciła — czułam, że trochę na siłę, trochę nie, chcą ze mnie zrobić blondynkę, co zamarzyła o IT i nie wyobrażam sobie by pracować w takim zespole, przynajmniej z takim podejściem do mnie na początku.
- rozmowa dotycząca bezpłatnych praktyk, która była poprzedzona zadaniami na Codility (co do których mam naprawdę mieszane uczucia, bo nie wiem co mierzą, “odkrycie algorytmu”, które hm, raczej średnio pokazuje umiejętności programowania, i chyba też średnio myślenia, bo często to wpadniesz na to, albo i nie- ale tu każdy może mieć własne zdanie w temacie tego narzędzia).
Sama rozmowa była o tyle ciekawa, że programista oczekiwał ode mnie formułek/definicji? Nie wiem jak to odczytywać, ale gdy zadał mi pytanie w stylu co to jest polimorfizm i odpowiedziałam mu tak jak na każdej poprzedniej rozmowie, to zamiast “no tak, ok” (co słyszałam wcześniej), słyszałam burknięcie i no nie, tak nie jest… To też była rozmowa, gdzie chciano mi pokazać, jak bardzo brakuje mi studiów i jak one są ważne.
Uwierzcie mi, że po niej przyszłam do domu i odczuwałam ogromną beznadzieje ‑nie chodzi nawet o to, że pokazano mi, że nie umiem sporo, bo realnie wiem, co umiem, czego nie i kiedy chcę się tego douczyć. Chodzi bardziej o samo podejście udowadniania mi na siłę, że jestem taka “głupia blondyneczka” bez studiów, co wymarzyła sobie IT. I miałam naprawdę ogromne nie na takie traktowanie.
Plan na dalszy rozwój
Dziś byłam na kolejnej (bardzo sensownej!) rozmowie. W sumie najfajniejszej z tych dotychczas — gdzie ktoś mówił wprost: “krótko się Pani uczy, więc może Pani tego nie wiedzieć, ale fajnie, że to wie”. Wow, nawet jeśli uznają, że potrzebują kogoś bardziej ogarniętego, to przynajmniej zostałam potraktowana z szacunkiem i uwagą. W czwartek ostatnia z serii, miałam już krótką rozmowę telefoniczną, która również była miła i sensowna (nawet nie wiecie, jak fajnie usłyszeć reakcje na pytanie o strzałki w diagramie klas UML, na które odpowiedziałam, że nie przypomnę sobie ‚co oznacza jedna, a co druga, UML stosowałam do projektowania swojej aplikacji i głownie zależało mi na rozpisaniu tego i zrozumieniu struktury niż na podążaniu i nauce schematu) :“super, ma Pani zdrowe podejście brawo!” zamiast naprawdę już spodziewanego wzdychnięcia, że mam braki ze studiów.
I właśnie zmierzamy do tego, co miało być w tym wpisie. Miało być o spodziewanym stanowisku, pracy. Być może podejmę pracę w którejś z tych 2 ostatnich firm — zobaczymy.
Jednak samo przejście przez te rekrutacje dało mi naprawdę wiele. Po pierwsze zobaczyłam, co powinnam uzupełnić, by pracodawca oczekujący studenta po infie, usłyszał o tych obszarach, o których chce usłyszeć (i jasne, może nie jestem wiarygodna do oceny, co się przydaje potem w pracy, ale Kuba jest, i większość tych rzeczy oznaczył jako ok, jasne, ale to nie jest filozofia, to można zgooglać, albo i tak się tego nie stosuje). Potwierdziłam też listę tego, co w najbliższym czasie mam do nauczenia z tych bardziej sensownych rzeczy :)
Po drugie, zobaczyłam, jak trudno o zespół, który chce uczyć czegoś tego juniora i poświęcić czas na jego wdrożenie. Opcja to masz tu dokumentacje, skumaj, a raz w tygodniu code-review to nie jest sposób na efektywną naukę ;)
Po trzecie, niestety poczułam, co oznacza być kobietą w IT. Albo człowiekiem bez studiów, który dopiero zaczyna. Ciężko, wiecie, myślałam, że naprawdę takie stereotypy nie istnieją…
Po czwarte, siadłam sobie po tych rozmowach i zaplanowałam, co mam teraz robić. Rozpisałam plan, rozwijam sobie competence.today, będę też robić drugi projekt — jakąś prostą grę (tak w Javie, i tak wiem, można to szybciej zrobić w innym języku, ale ja chce się nauczyć Javy).
I w końcu praca. Jeśli nie podejmę pracy zawodowej to w ogromnym wymiarze, jeśli podejmę, to trochę mniej angażuję się w open source’a. A akurat mam takie szczęście, że Kuba ma swój pomysł na super aplikacje, który trochę się zakurzył w jego obowiązkach, więc z przyjemnością postawie go do żywych. W przypadku tej współpracy mam przynajmniej pewność, że dużo się nauczę. A w sumie, tworzenie TEGO projektu jest naprawdę fajną perspektywą. Co to za projekt napiszemy wkrótce, jak będzie jego jakiś fajny i sensowny opis, landing itp. ;)
A i jeszcze jedno. Nie wiem skąd mam w sobie taką siłę, ale cholernie mnie to wszystko zmotywowało. Wstaję rano i programuję, czytam dokształcam się. Nie odpuszczę. Programowanie daje mi ogromną satysfakcje i nikt mi jej nie zabierze jej źródła. I nawet jeśli rynek pracy jeszcze na mnie poczeka, to trudno.I jasne mogę żałować, że jeszcze muszę poczekać na pracę, ale myślę, że firmy, które nie do końca dały mi szansę również to mogą zrobić. Bo ze mnie naprawdę będzie świetny programista. Nawet jeśli trochę dłużej zostanę w wersji homemade :).
PS. Naprawdę ruszam z serią #niezbędnikJuniora, pozwólcie mi tylko, żeby sesja się skończyła (tak, nadal robię mgr na UE). Będzie o szukaniu firm, pisaniu CV czy listu motywacyjnego, a w końcu będą lekcje uzupełniające teorie i zadania, jakie dobrze sobie przerobić przed. Przewiduję, że będzie to cotygodniowy cykl :) Mój! Z delikatnym wsparciem merytorycznym Kuby!