Ostatni projekt, w którym pracowałam, ulokował mnie w zespole testerskim. I jasne, mogłam pomyśleć, że to koniec świata i jęczeć, że przecież jestem programistką i co tu się dzieje, zamiast tego jednak postanowiłam wykorzystać ten krótki czas na naukę. I wiecie co? To była naprawdę świetna lekcja (również z punktu widzenia wiedzy takiej czysto technicznej, ale w tym wpisie nie o tym). Czego więc nauczyłam się od testerów?
Pokory w stosunku do kodu
Oj ile ja się przez te 2 miesiące nasłuchałam, że “lokalnie przecież działa”, to chyba nie zliczę ;) Nasze testy funkcjonalne jednak często pokazywały, że nie wszystko jest tak jak trzeba i jasne, o to chodzi, byśmy wykrywali nieprawidłowości, ale dla mnie jako programisty, to naprawdę lekcja, by przed stwierdzeniem, że działa, sprawdzić to drugi raz :)
Tego, że tester naprawdę może pomóc
Wdrażając bardziej skomplikowane operacje nierzadko zdarzało się, że dopiero po wspólnych rozmowach tester-developer byliśmy w stanie znaleźć złoty środek. Zespół, w którym pracowałam, naprawdę ogarniał poszczególne funkcjonalności i nie raz pokazał developerowi drogę do implementacji. Niemożliwa byłaby prawidłowa implementacja naszych testów bez rozumienia dokładnie diagramów aktywności i tego co się dzieje w przypadku każdej z operacji.
Zespół może więcej
Trafiłam naprawdę na świetnych ludzi, którzy sobie pomagali. Tak naprawdę nie pamiętam, kiedy poza moją działalnością w organizacjach studenckich zespół był tak zgrany i fajny. Dzięki tej wzajemnej pomocy szło nam znacznie szybciej, a przede wszystkim dobrze nam się pracowało. Wiedziałam, że jak coś mi nie działa, to wystarczy spytać i ktoś podejdzie i spojrzy, co tam się dzieje. To zgranie miało jeszcze jeden plus, wszyscy naprawdę ciężko pracowali, bo czuli, że gramy do jednej bramki.
Bugiem zawsze trzeba się zaopiekować
Jeśli czegoś nie wrzucisz do “JIRY” to znaczy, że się nie wydarzyło. A tak serio, to naprawdę lepiej zgłaszać bugi w sposób oficjalny, bo te wrzucone w rozmowie często uciekają w ferworze walki :)
A na koniec…
Że wolę programować :)
Spróbowanie swoich sił w czymś innym było naprawdę fajne. Mogłam spojrzeć z drugiej strony na pracę programisty, poduczyć się też o pracy w naprawdę dużym projekcie, poznać ciekawe narzędzia, poszerzyć swoją wiedzę… Jednak po powrocie do domu, jeśli tylko miałam jeszcze siłę (a w te afrykańskie wrocławskie popołudnia czasem było ciężko), odpalałam IntelliJa i programowałam, pracując głównie na naszym wspólnym projekcie, ale też po prostu poznając zakamarki Javy. Po tych 2 miesiącach czas na back to code!
I jeszcze jedno: Nie zawsze traficie na idealny projekt, nie zawsze będzie różowo, ale wtedy warto przemyśleć, co możecie zrobić, by taką sytuacje choć trochę odwrócić na Waszą korzyść. Naprawdę czasami możecie zyskać całkiem sporo, grunt to nie wpaść w wielkie narzekanie, a znaleźć szanse w takiej sytuacji i je wykorzystać. Z 2 strony nic na siłę, jeśli faktycznie nie da się nic zrobić, byście z tego skorzystali, nie bójcie się zmienić swojej sytuacji.
NAJGORSZYM WYJŚCIEM jest tkwienie w takim niezadowoleniu, stagnacja, marazm i wieczne narzekanie…