Daleko mi od podziału na świat męski i kobiecy. Bawiłam się lalkami i malowałam z tatą płoty. Brałam udział w lidze zadaniowej z matematyki i tańczyłam taniec towarzyski. Jakoś nigdy specjalnie nie myślałam, że coś z tych zajęć jest bardziej odpowiednie dla mnie ze względu na płeć.
Na studia poszłam na politechnikę, bo po prostu uwielbiałam chemię, z resztą z wzajemnością, co pokazywała mi od czasu do czasu na różnych konkursach. Studiowanie Technologii Chemicznej na Politechnice Warszawskiej było dla mnie po prostu oczywiste. Studia były wymagające, ale w życiu bym nie powiedziała, że któraś płeć sobie z nimi lepiej radzi. No chyba, że na laboratorium trzeba było coś przenieść czy przykręcić — wtedy panowie zwyczajnie wspierali nas silnym ramieniem i przejmowali takie zadania.
Ale właśnie na studiach po raz pierwszy, ktoś pokreślił mi, że kobiety są gorsze. To były laborki, chyba z automatyki. Pani prowadząca podeszła do mojej grupy 2 chłopaków i ja i zaczęła nas przepytywać. A właściwie to chłopaków, ja dostałam tylko pytanie o tytuł ćwiczenia. Po przepytaniu, wytłumaczyła nam co mamy robić. A właściwie, wytłumaczyła chłopakom nie zwracając uwagi, że jestem tam też ja. Myślałam, że to po prostu jej przyzwyczajenie do prowadzenia zajęć ze znacznie bardziej męskimi grupami z elektroniki, jednak pani prowadząca zrobiła to świadomie. Pożegnała mój zespół jednym zdaniem: To panowie pracują, a pani stara się nie przeszkadzać i nic nie popsuć.
Usłyszenie czegoś takiego od kobiety trochę zabolało, jednak znacznie bardziej dotykające było to, co usłyszałam jakiś czas temu na rozmowie kwalifikacyjnej. Z uprzejmości nie podam nazwy firmy, mogę powiedzieć, że to międzynarodowa korporacja IT, a ja aplikowałam do działu zarządzania projektami, który supportuje firmę od wewnątrz.
Ostatnia rozmowa jaką odbyłam w tym dziale była z kobietą, której z resztą miałabym pomagać w jej codziennych obowiązkach. Powiedziała mi, że zdecydowanie wolą na tym stanowisku kobiety, bo panowie się nie sprawdzają. Są ambitni i chcą czegoś więcej. A kobietom zdecydowanie nie przeszkadza nieambitna praca. Tak, ona w tym momencie mówiła mi również o SWOJEJ PRACY. I zapytała wprost: czy jestem ambitna…
Te dwie historie przywołuje dziś nie bez powodu. Dziś jest międzynarodowy dzień Ady Lovelace. Ada jest uważana, za pierwszą na świecie programistkę (choć jest trochę nieścisłości, co do jej zasług — więcej na Wikipedii). Żyła w XIX w, zajmowała się matematyką i informatyką. Na pewno na swojej drodze spotykała wiele krytyki i nie raz pewnie ktoś wypomniał jej, że “jest kobietą” i odsyłał do szydełkowania. A mimo to, działała w nauce, nie poddała się. Tworzyła nowe.
Inny przykład to chociażby Skłodowska-Curie, fizyk, chemik, noblistka, pierwsza kobieta profesor na paryskiej Sorbonie.
Gdy one zaczynały swoją działalność naukową, nauki ścisłe to był faktycznie męski świat. A jednak swoim talentem udowodniły, że to dziedzina dla każdego, kto jest ambitny, logicznie myśli i jest ciekawy świata.
Ale dziewczyny, to było ponad 100 lat temu. I to już się stało… Mam jednak wrażenie, że za tym pierwszym krokiem naprawdę mało posunęliśmy się do przodu. Że decydując się na ścisłe, techniczne branże musimy udowadniać wszystkim wokół, że się do tego nadajemy, że bycie kobietą nie przeszkadza. Brzmi to naprawdę źle, a przecież mamy z tym styczność.
I myślę sobie, że w taki dzień warto powiedzieć na głos: Kobiety do kodu, hasło ciut podobne do kobiety na traktory ;)
To czy nadajemy się do pracy w wymagającej branży, zależy od naszych ambicji, chęci i umiejętności, a nie od płci. I tak, naprawdę najpierw same musimy w to uwierzyć.
A więcej o dniu Ady Lovelace przeczytacie tutaj.