A gdy nie wszystko idzie zgodnie z planem?

By 29 September 2016 Inspiracje, Motywacja, Think Big

Jeszcze w połowie sierp­nia miałam dokład­ny plan na to, jak będą wyglą­dały moje kole­jne tygod­nie i miesiące. Wszys­tko, dokład­nie zwiz­ual­i­zowane, punkt po punkcie… co mogło pójść nie tak?

Plany

A więc CV wysyłałam od połowy sierp­nia, nie wcześniej, bo prze­cież nie ma potrze­by, bo pro­cesy góra miesiąc, bo niedostęp­ny kandy­dat to więk­szy kło­top. Tam gdzie mogłam byłam pole­cana przez pra­cown­i­ka (w przy­pad­ku dużych kor­po nie daje to aż tyle, ot po pros­tu może on potem dopy­tać o twój sta­tus, no i dostać bonus jak Cię zatrud­nią), wysyłałam CVki do firm, ale i agencji HR. W między­cza­sie naprawdę moc­no i solid­nie pow­tarza­łam, doucza­łam się algo­ryt­mów, struk­tur danych, bo wiedzi­ałam, że duże firmy lubią o to pytać. Moje CV wyglą­dało naprawdę fajnie, zad­bałam też prze­cież o rekomen­dac­je. Mam też dużo pewnoś­ci co do moich kom­pe­tencji, to już nie jest szukanie pier­wszej pra­cy w branży, wiem co umiem, co mogę zaofer­ować, jaką wartość wnoszę do zespołu. Nie boję się rekru­tacji (choć stres przed roz­mowa­mi pojaw­ia się zawsze)… Wszys­tko ide­alne, co może pójść nie tak?

Rzeczywistość

Przy­go­towana, jak nigdy dotąd, zaczęłam szukać pra­cy — z pewnoś­cią, że wszys­tko pójdzie łat­wo. Na początku trze­ba było wgryźć się w irlandz­ki rynek (ale to tem­at raczej na inny wpis), bo trochę inaczej wyglą­da tutaj poszuki­wanie pra­cown­i­ka i oczeki­wa­nia wobec niego. Potem, dowiedzi­ałam się, że część firm, w szczegól­noś­ci tych mniejszych nie do koń­ca chce się rekru­tować via Skype, rekruterzy mówili, że może być przez to mniej ofert. Mniej to nie zero, byłam dobrej myśli (nadal prze­cież jestem, ten wpis nie zakończy się jakąś łza­wą katas­trofą). Zaczęły się pier­wsze rekru­tac­je :) wszys­tko szło ok, ale jednak …

No właśnie ;) W jed­nej fir­mie stwierdzili, że w tym aku­rat pro­jek­cie bym się zanudz­iła, w drugiej, ciągnęli mnie przez całą rekru­tację by na koniec powiedzieć, że jestem overqual­i­fied i za dro­ga, i zatrud­ni­a­ją człowieka bez doświad­czenia, za trochę mniejszą kasę … hitem jest to, że w jedej z firm z wielkiej czwór­ki moje CV po pros­tu utknęło (jest przez rekrutera od miesią­ca oznac­zone do dal­szej rekru­tacji)… Kole­jne pro­cesy czeka­ją na zgody managera…

Wynik jest taki, że nie mam pra­cy. Na ten moment :) Nie dlat­ego, że nie umiem pro­gramować, nie dlat­ego, że nie mówię po ang­iel­sku, ale jakoś po pros­tu się tak złożyło. Pewnie, jak­bym miała 5+ lat doświad­czenia było by łatwiej, ale też nikt nie odrzu­cił mnie za moją wiedzę, po pros­tu tak się jakoś złożyło.

Oddech.

I wiecie, co? Mogłabym olać ten wpis. Mogłabym napisać, że przez najbliższy miesiąc sama zade­cy­dowałam, że szukam najlep­szej kaw­iarni w Dublin­ie, że eksploru­ję, że chce blo­gować, że wszys­tko idzie według planu. Ale czemu mam udawać, że moje życie jest cukierkowo idealne?

Nie jest. Nikt nie żyje takim życiem. Cięż­ka pra­ca, poraż­ki, rozczarowa­nia, to jest to co spo­ty­ka każdego z nas. Cza­sem głupie zbie­gi okolicznoś­ci, cza­sem nagłe zmi­any… Życie bywa frus­tru­jące. To nic złego. Dosta­je się cza­sem po tyłku, rzad­ko też, coś ska­pu­je z nie­ba. Tak, to może iry­tować. Osobę, która lubi mieć plan jak ja, może nawet pod­wójnie. I nie ma nic złego w tupa­niu i płaczu, kil­ka takich chwil może rozład­ować napięcie.

A potem, warto po pros­tu uśmiech­nąć się, i popraw­ić swo­je plany. Wysłać kole­jną por­cję CV, napisać maila do HRów, z pytaniem, czy coś już wiado­mo. Bo to, że nie jest ide­al­nie, nie znaczy, że nie możesz wpły­wać na swo­ją sytu­acje. Dzi­ałać, real­i­zować swo­je cele. Może wyjdzie wol­niej, może mniej spek­taku­larnie, ale się uda.

I wiem, że nie tylko mi jest ter­az “pod górkę”. Może Ty też utknęłaś trochę z real­iza­cją swoich planów. Może czyn­ni­ki z zewnątrz, może po pros­tu idzie trochę wol­niej… Rób­my swo­je, pamię­ta­jmy o celu. Będzie OK.

To też tak, że cza­sem “zwol­nie­nie” z real­iza­cją celów może wyjść na dobre. Kil­ka lat temu miałam mały wypadek, w wyniku którego, przez 1,5 miesią­ca nie mogłam być bard­zo akty­w­na. Musi­ałam leżeć, nie nad­wyrężać nogi, zero imprez, alko­holu. I wiesz co? Jak tylko ten czas minął ja zrozu­mi­ałam doskonale, że nic lep­szego niż ten przy­mu­sowy “slow life” nie mogło mi się przy­trafić, a przestrzeń, jaką zyskałam dzię­ki “dzi­urze” na piszczelu, okaza­ła się bard­zo przy­dat­na (no i mam też bliznę w ksz­tał­cie ser­ca, how cool is that?).

To co, wracamy do dzi­ała­nia? Ja kole­jną por­cję CV już wysłałam.